Tak, nie mylisz się – to pytanie jest podchwytliwe. Bo niby jak można na nie jednoznacznie odpowiedzieć? Każdy człowiek jest zupełnie osobną jednostką – nie ma dwóch takich samych sposobów myślenia, poglądów, przekonań czy systemu wartości u dwóch różnych osób.
Zacznijmy więc od początku: poznajcie Jacka.
Jacek od lat 90. prowadzi dom mediowy w centrum Warszawy. Był jedną z pierwszych osób, która zdobyła pozycję na rynku marketingowym w Polsce. Przeszedł drogę od asystenta do milionera, a więc doskonale zna jasne i ciemnie strony prowadzenia biznesu. Ma kochającą żonę i dwóch cudownych synów, którzy są jego oczkiem w głowie. Chciałby uchronić ich przed trudnym i niewdzięcznym światem, z którym jako młody chłopak musiał się mierzyć samodzielnie. Jednocześnie nienawidzi bylejakości – jest perfekcjonistą, który lubi mieć wszystko pod kontrolą. Daje to odczuć swoim dzieciom: bardzo często poprawia to, jak się wysławiają, dokańcza za nich prace domowe, rysuje projekty na technikę, a kiedy widzi, że mają problem np. z zawiązaniem buta szybko spieszy z pomocą. Jacek marzy o tym, by jego synowie osiągnęli w życiu prawdziwy sukces – w planach ma przekazanie im swojego domu mediowego, którzy od pół roku przynosi ogromne zyski.
Agnieszka, choć sama nie chce przed sobą tego przyznać, od dawna żyje w cieniu swojego męża.
Nie chodzi o to, że to Jacek jest dla niej trudnym partnerem – wprost przeciwnie, w domu jest troskliwym ojcem, a także mocno kochającym mężem. Kiedy poznali się w trakcie studiów dziennikarskich ujął ją tym, że potrafił słuchać – uważa, że to dzięki głównie tej umiejętności osiągnął prestiżową pozycję zawodową. Przeszła tę drogę razem z nim – równie dobrze zna plusy i minusy prowadzenia własnej działalności. Dzięki wspólnym doświadczeniom nabrała wiatru w żagle – postanowiła zaryzykować i spełnić swoje małe marzenie: otworzyć agencję eventową zajmującą się organizacją przyjęć dla dzieci.
Wtedy to zaczął się problem:
Jacek oczywiście zapalił się, aby pomóc żonie w otwarciu i promocji jej działalności. Chciał wszystkim zająć się samodzielnie, mimo tego, że nie był o to poproszony. Bez pytania otworzył LinkedIn w poszukiwaniu informacji o swoich klientach: „a nuż któryś z nich ma dziecko, będziesz miała co robić na starcie!”. Zanim Agnieszka zdążyła zareagować Jacek zdążył wykonać już trzy telefony w poszukiwaniu zleceń.
„Kochanie, zrób tak…”, „A dlaczego nie kupiłaś jeszcze tych pajacyków?”, „Zobacz, grafik przygotował Twoje nowe logo…” – kolejne tygodnie w domu były dla niej przytłaczające. Jacek coraz bardziej się zapalał, a ona gasła – w jej głowie zrodziła się myśl, że chyba nie powinna była zaczynać tego tematu. Czuła się przytłoczona tym, że mąż nie pozwala jej nawet przeprowadzić rozmowy z potencjalnym klientem. „Czy ja nie umiem mówić? Czy naprawdę aż tak beznadziejnie sprzedaję? Co jest ze mną nie tak?” – te słowa nie dawały Agnieszce spokoju. Jej mąż zaś był w swoim żywiole: „Dlaczego setka dzieci na evencie to dla Ciebie za dużo?” Nie tak powinna wyglądać umowa, daj mi to…”.
Jacek chciał dobrze – niestety wyszło jak zwykle. Agnieszka chciała to zrobić po swojemu – w swoim stylu, z własnymi podwykonawcami, na własnych zasadach. Nie prosiła o rady, a dostawała je w nadmiarze. Chciała zrobić coś swojego i udowodnić sobie, że potrafi poprowadzić coś od początku do końca. Wolała taki styl pracy, a co najważniejsze – doskonale wiedziała, co ma robić i jak chce to załatwić. Gdyby potrzebowała rady Jacka – zapytałaby.
Bardzo często dajemy innym rady nieproszeni.
Uważamy, że wiemy lepiej i że przecież robimy to z dobrego chcemy – chcemy pomóc! Kiedy ktoś ma w sobie na tyle asertywności, żeby nam odmówić, czujemy się niedocenieni, zirytowani, dotknięci jakby ktoś naprawdę zadał nam bolesny cios w samo serce.
A wystarczy zrobić jedną prostą rzecz: zanim cokolwiek zadziałamy – zapytać:
W czym mogę Ci pomóc.
Wyręczając innych zabieramy im poczucie sprawczości.
Być może „dzięki” naszej pomocy nigdy nie odkryją, że mogą coś zrobić sami. Wielu rodziców chętnie wyręczyłoby swojego maluszka w zrobieniu pierwszego kroku – problem w tym, że przez to nigdy nie nauczyłby się chodzić. Pomaganie ludziom na siłę frustruje obydwie strony: jedna myśli, że chyba naprawdę jest tak beznadziejna, że nikt nie wierzy, że umie sama cokolwiek zrobić, a druga czuje się odrzucona i niepotrzebna.
Największa pomoc dla drugiej osoby to prawie zawsze wysłuchanie jej i bycie obok w razie jakichkolwiek problemów – spróbuj działać w ten sposób, a zobaczysz, jakie niesamowite będą tego efekty!
Jeżeli czujesz, że może to być o Tobie i chcesz przestać wyręczać innych to zapraszam na sesję